sobota, 16 maja 2020

W ostrych cieniach mgły- Beskid Niski 2020 vol.1

   Ponownie jadę w Niski, tak jak ostatnim razem deszcz bębni w szyby samochodu. Tym razem jednak troszkę intensywniej- prognozy pogody nie są sprzyjające. Mimo tego czułem, że po prostu muszę. Muszę na chwilę wyrwać się z tego całego zamieszania spowodowanego Covidem i wszystkiego z tym związanego. Zrobić reset dla psychiki bo za dużo spraw już mi ciąży.

   Plan jest prosty- zostawiam samochód w Komańczy i biegnę mieszanką różnych szlaków do Rymanowa Zdroju. Tam nocleg i nazajutrz wracam GSB, przy okazji rozeznając trasę Łemkowyny. Mam nadzieję wystartować jesienią na jej koronnym dystansie. Czy to się uda to czas pokaże, trzymam kciuki :)

   Komańcza wita mnie jednak całkiem przyjemną aurą. Rozglądam się chwilę po wsi będącej dla turystów bardzo ciekawym punktem. Leżąc na styku Beskidu Niskiego oraz Bieszczad jest dobrą bazą wypadową w oba te pasma górskie. Miejscowość posiada także interesujące momenty w swojej historii- jak na przykład krótki epizod Republiki Komańczańskiej, kiedy to pod koniec 1918 roku miejscowa ludność chcąc przyłączenia do Ukrainy ustanawia własne państwo.

   

Komańcza- potok Barbarka i spojrzenie w kierunku Bieszczad

     Zaczynam od zielonego szlaku, truchtam przez wieś by po chwili odbić w kierunku Dołżycy. Po drodze mijam punkt widokowy wychodzący na mały wodospad.

   Napierając dalej wpadam po chwili w las, ogarnia mnie błoga cisza i spokój. Tego mi trzeba było! Wspinam się z przyjemnością na Garb Pośredni, potem na Danawę i Pasikę. Mijam dwójkę turystów- jak się okazało to jedyni, których napotkam dzisiaj na szlaku.

Zielono mi ;)
   Na Pasice przystaję i podziwiam odnowioną, niemiecką wieżę obserwacyjną z 1943 roku. Korciło, żeby się na nią wspiąć- olałem jednak, jestem sam w razie "W".

Pasika- wieża obserwacyjna
   Lecę dalej, utrzymując raźne tempo na bardzo przyjemnym zbiegu. Ciesząc się chwilą wpadam w rejon Jaśliskiego Parku Krajobrazowego. Wita mnie on między innymi ostrzeżeniami o niedźwiedziach. Niczego innego się nie spodziewałem, przed wyjazdem odświeżyłem sobie zasady postępowania w razie kontaktu.   

  Parę kroków później widzę...jedno z najprzyjemniejszych zaproszeń na szlaku- niestety na zaproszeniu się skończyło ;)

Takie zaproszenia zawsze mile widziane ;)
      Pędząc w deszczowo- mglistej aurze skręcam ku rezerwatowi Źródliska Jasiołki. Pogoda znów się poprawia a ja mijając kolejne ostrzeżenia o misiach wpadam do rezerwatu.

Źródliska Jasiołki

   Nie powiem, urokliwie. Jasiołka leniwie meandruje wzdłuż drogi pozwalając mi rozpocząć kolejny fragment dzisiejszej przygody. Poruszam się teraz Beskidzką Trasą Kurierską Jaga-Kora. Jest to szlak turystyczny odtwarzający trasę kurierską AK z lat 1940-1945.

Jaga-Kora, oznakowanie

   Dobra droga zachęca do szybkiego napierania, przerywanego jednak chwilami na podziwianie przyrody. 

Aż chce się biec ;)

   Licznik kilometrów dobiega do 20, zbliżam się do połowy dzisiejszego dystansu. Czuję się bardzo dobrze, staram się jednak pamiętać o dniu jutrzejszym i nie szaleję...zbyt mocno. 

   Mijając Wole: Wyżną i Niżną wypadam na DW 897 by po chwili przeciąć las o swojsko brzmiącej nazwie "Szychty" i niedaleko Chałupy Elektryków wypaść w Polany Surowiczne. Jest to kolejna  nieistniejąca już niestety wieś- w 1946 roku jej mieszkańców wysiedlono do ZSRR a zabudowania zniszczono. 

   Czeka mnie teraz spotkanie z niedocenionym przeciwnikiem- wejście na Polańską kosztowało trochę sił. W dodatku było mokro, nawet bardzo. W połączeniu z ponownie padającym deszczem, mgłą i kolejnymi ostrzeżeniami o niedźwiedziach powoduje to pobudzenie mojej wyobraźni.  Mam przed sobą obraz kurierów AK prowadzących grupę uciekinierów, czy przemycających broń. Bez znanych nam wygodnych butów, oddychających membran, pod okiem okupacyjnych patroli. Ci ludzie zasługują na najwyższy szacunek. 

   Wracam do rzeczywistości- z Polańskiej patatajam ku Jawornikowi, gdzie z zadowoleniem stwierdzam 35 km w nogach. Jeszcze około 10 i na dzisiaj meta. Jak zawsze zaczynam myśleć co zjem w nagrodę. Dziś moje myśli jakoś uparcie krążą wokół bułki z serem :D
W przerwach między myśleniem o jedzeniu podziwiam widoki.

Gdy oderwałem myśli od żółtego sera ;)
    Tak w sumie pozostaje już tylko zbiec do Rymanowa, kontynuując Jagą-Korą zostawiam po lewej stronie Królik Polski (jak ja uwielbiam tą nazwę :D ). Pod koniec odbijam w drogę, która wyprowadza mnie bliżej noclegu, płoszę parę lisów i saren oraz...zbieram opiernicz od leśników.

   Gdy napotkałem panów miałem założonego buffa na pyszczek- raz, że chłodno a ja po moich neurologicznych przejściach nie chcę wystawiać niepotrzebnie twarzy na mróz. Dwa- obecna sytuacja, w której zalecane jest zasłanianie ust i nosa. Tymczasem od panów usłyszałem z daleka:

"Człowieku, ściągnij to, oddychaj świeżym powietrzem!"

   Lajkuję. I w doskonałym humorze docieram do noclegu. Z kronikarskiego obowiązku: niemal 43 km w 5 h 6 min.

No i meta :)

    Po doprowadzeniu się do porządku wychodzę na chwilę by kupić coś do jedzenia- tak, ser i pieczywo :D Maska na twarz i rękawiczki na dłonie.  Po drodze mam tylko dziwne wrażenie- miejsce jest opuszczone i czuję, jakbym był tu jedynym turystą. Oby to wariactwo  zakończyło się  jak najszybciej!

   Przed snem myślę jeszcze chwilę o jutrze- spotkanie z GSB, zobaczymy jak bardzo mokro i ile błota będzie. No i w jakiej formie będą nogi. A teraz....dobranoc ;)

   Ciąg dalszy nastąpi, a pozwolę sobie dodać że pisząc podpierałem się informacjami pochodzącymi z świetnej strony http://www.beskid-niski.pl/ .

                                                                                                        Do zobaczenia na szlaku!
                                                                                                                             Ultraamator




   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz