Wtorkowy ranek- deszcz lekko bębni o szyby Fordkampfwagena (przez Olę ochrzczonego Mruczkiem), z głośników dobywa się Morrigan Omni a ja jestem zadowolony niczym bóbr z nowego żeremia. Jadę w Beskid Niski!
Po 26 dniach cięgiem w pracy należy mi się odrobina relaksu. Padło na wypad w Niski- ta kraina mnie zafascynowała. Podczas dwóch moich wcześniejszych wizyt tutaj zostałem zauroczony niewysokimi, łagodnymi i zielonymi wzniesieniami, pomiędzy którymi ukryte są niewielkie miejscowości. Dodatkowym atutem dla mnie jest po prostu zupełna odmienność od realiów w jakich mam okazję obracać się na co dzień. Tu np.: cerkiew jest na porządku dziennym, podczas gdy na Górnym Śląsku jest...cała jedna.
Plan wyglądał z grubsza następująco- zostawiam auto w Wysowej Zdrój i ruszam szlakiem cmentarzy po pierwszej wojnie światowej i opuszczonych łemkowskich wiosek. Prawie 90 km zwiedzania rozbite na dwa dni. Chciałem zobaczyć coś innego niż słynny GSB, dlatego trasę układałem tak by jak najmniej nim podążać. Jak się okazało- warto było!
Jest więc poranek, Wysowa wita mnie chłodną, mglisto- deszczową pogodą. To akurat dobrze, sprzyjająca pogoda do biegania. Chwilę rozglądam się po miejscowości i już bez marudzenia, wręcz z ochotą ruszam na szlak. Pierwszym punktem programu jest wizyta na Cmentarzu Wojennym nr 50 zlokalizowanym na zboczach Wysoty. Chwilę niebieskim szlakiem, później ścieżką wspinam się pośród zalegającej mgły. Podejście jest dosyć strome- aż się cieszę na myśl o zbiegu tutaj :D Po chwili jednak wpadam w poważniejszy nastrój- oto jestem na miejscu. Miejscu ostatniego spoczynku tych, którym przyszło zabijać oraz ginąć w imię czegoś, czego pewnie nie dane im było do końca poznać i zrozumieć.
Jest więc poranek, Wysowa wita mnie chłodną, mglisto- deszczową pogodą. To akurat dobrze, sprzyjająca pogoda do biegania. Chwilę rozglądam się po miejscowości i już bez marudzenia, wręcz z ochotą ruszam na szlak. Pierwszym punktem programu jest wizyta na Cmentarzu Wojennym nr 50 zlokalizowanym na zboczach Wysoty. Chwilę niebieskim szlakiem, później ścieżką wspinam się pośród zalegającej mgły. Podejście jest dosyć strome- aż się cieszę na myśl o zbiegu tutaj :D Po chwili jednak wpadam w poważniejszy nastrój- oto jestem na miejscu. Miejscu ostatniego spoczynku tych, którym przyszło zabijać oraz ginąć w imię czegoś, czego pewnie nie dane im było do końca poznać i zrozumieć.
Cmentarz Wojenny nr 50 |
Chwila zadumy i lecę dalej- zbiegam z powrotem na niebieski szlak i napieram leśną autostradą ku Obyczowi. Jest chłodno, mokro i mgliście. Idealna aura na podkreślenie tajemniczości tych gór.
Gdzieś w drodze na Obycz |
Widok na Konieczną |
Tu znów nekropolia i pozostałości po dawnej wsi Łemków. Podwójny powód by znów chwilę pomyśleć o ulotności tego, co wydaje się nam normalne i codzienne. W Radocynie zlokalizowane są także jedne z pięciu "Drzwi do zaginionego świata"- tablic informacyjnych o wysiedlonych i zniszczonych po 2 wojnie światowej wsiach łemkowskich. Wysiedlenia te miały dwojaki wymiar: dobrowolny, spowodowany agitacją ze strony ZSRR (trzeba pamiętać, że dla mieszkańców tych rejonów Polska nie była "ich" państwem). Drugim obliczem wysiedleń była akcja "Wisła" i przymusowe wywózki mieszkańców.
Radocyna rozpoczyna piękną podróż doliną Wisłoki, a następnie rzeczki Zawoi. Podróż pośród pięknej zieleni, opuszczonych wiosek- mijam osady Radocyna, Długie, Czarne, Nieznajowa. Wszystkiego dotknięte przez historię tym samym losem. Nic jednak nie pozostaje bez zmian, widać, że np.: w Radocynie wybudowano ze dwa nowe domy które sprawiają wrażenie zamieszkałych. Czy to dobrze- nie wiem. Z jednej strony to piękne miejsce, przyciąga. Z drugiej nie wiem czy nie lepiej było by je zostawić jako pamiątki historyczne.
Aż chce się biec! |
Cmentarz wojenny nr 44 |
Mnie bardziej poruszyło znajdujące się tuż obok miejsce pochówku mieszkańców nieistniejącej wsi.
Cmentarz mieszkańców wsi Długie |
Po niedługim czasie docieram do ostatniej z opustoszałych wsi na mojej drodze- Nieznajowej. Tu napotykam pierwszych (i jak się okazało ostatnich) turystów na dzisiejszym szlaku. Akurat w momencie gdy brodząc do połowy łydek w wodzie pokonuję Zawoję. Patrzą jak na wariata. Fakt, może nie do końca pogoda na hasanie wpław przez rzeki- ale śpieszy mi się, a chcę zboczyć kawałek ze szlaku i wejść do Nieznajowej.
"Drzwi do zaginionego świata" w Nieznajowej |
Nieznajowa, cześć z tego co pozostało ze wsi |
Cerkiew w Wołowcu |
Czując już zmęczenie wypadam w Banicy, tu ostatni na dzisiaj cmentarz- o numerze 62. Zaraz za nim czai się na mnie stadko chyba najbardziej ciekawskich stworzeń pod słońcem.
Dzień dobry! |
Ogarniam się na kwaterze i następnie wyruszam na spacer by nie zastygać od razu po bieganiu. Idę sprawdzić karczmę znajdująca się w miejscowości bo zjadłbym coś dobrego. Docieram przed Karczmę Magurską...patrzę na budynek, pierwsza klasa. Patrzę po sobie- spodnie membranowe (lekkie i mało miejsca zajmują) i koszulka termo. Spoglądam jeszcze raz na budynek. I ponownie na siebie. Nie, to nie ta klasa lokalu. Na kwaterze mam kuchnię, coś na ciepło ogarnę :D
Podsumowując moje dzisiejsze przygody- piękna przyroda, klimatyczne góry, mnóstwo okazji do zadumy i dobre bieganie. Przez 5h 10' napierania zrobiłem 47 kilometrów, jestem całkiem zadowolony z siebie. Aż wyczekuję jutra, by znów biec.
Tym optymistycznym akcentem kończę pierwszą część relacji z mojej małej wycieczki- druga mam nadzieję niedługo :) Nadmienię jeszcze tylko, że pisząc wspomagałem się stroną internetową http://www.beskid-niski.pl/ oraz książką Stanisława Krycińskiego "Łemkowszczyzna nieutracona". Dla zainteresowanych tematyką- warto.
Do zobaczenia na szlaku!
Ultraamator
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz