Miał być blog o dystansach ultra, lecz w związku z chwilową posuchą w tym temacie już
w drugim poście złamię założenia. Tym razem coś o tygodniu spędzonym w szwajcarskich Alpach :D
w drugim poście złamię założenia. Tym razem coś o tygodniu spędzonym w szwajcarskich Alpach :D
Jak co roku ruszyliśmy w drugiej połowie czerwca w niezmienionym składzie- Darek, Artur, Piotrek i ja. Wystąpiła tylko mała komplikacja- po Piotrka trzeba było jechać do...Jarocina gdzie razem ze swoją kapelą dawał koncert. Nic to..."tylko' kilka godzin więcej w samochodzie. Ostatecznie nasz kierowca- Artur, spędził prawie dobę jeżdżąc. Żeby nie było zbyt mało niespodzianek to zaciął się jeszcze zamek w bagażniku pojazdu marki VectraKampfWagen więc zmuszeni byliśmy pakować wszystko przez drzwi pasażerów :D
Awaria :D |
Naszą bazą wypadową było pole namiotowe w Tasch- wygodne i tanie jak na warunki szwajcarskie. Po opanowaniu chaosu poszedłem na przebieżkę do Zermatt, od którego dzieliło nas ponad 5 km przyjemnego szlaku.
I jak tu nie kochać górskiego biegania? ;) |
Szybko załatwiłem małe zakupy oraz wizytę w biurze informacji turystycznej- niezbędne było sprawdzenie prognoz pogody- nie chcieliśmy iść na nasz pierwszy czterotysięcznik w kiepskich warunkach- czy to z obawy o samych siebie jak i wrażenia estetyczne na szczycie :D W drodze powrotnej trafiłem na drobne, ale urocze utrudnienie w postaci stadka włochatych koleżanek na szlaku.
Gdy wróciłem zastałem chłopaków w pozycji "za piętnaście pierwsza"...a były jeszcze 3 tego wieczoru. Na pozostałą część dnia lepiej spuścić zasłonę milczenia- wystarczy powiedzieć tylko, że Piter pozbył się koszuli.
Nazajutrz wypadł poniedziałek, 20 czerwca. Choć główki bolały trzeba było się gdzieś ruszyć. Na aklimatyzacyjny spacer wybraliśmy się przez Riffelalp w rejon Riffelsee. Słońce nas spaliło, ale wszystko wynagrodziła piękna miejscówka z fantastycznym widokiem na nasz główny cel- Breithorn. Tak piękna, że Darek zgodnie z jego artystycznym zewem postanowił zostać tam na noc. Dzięki temu mamy co podziwiać ;)
Sam czterotysięcznik planujemy atakować w środę i czwartek, co dawało nam jeszcze jeden dzień na złapanie oddechu- we wtorek Piotrek z Arturem oddali się kontemplacji widoczków przy butelce lokalnego specjału chmielowego, natomiast Darek i ja wybraliśmy się na Mammut Ferratę rozpościerającą się nad Zermatt,
Grupowe z Breithornem w tle |
Wieczorne widoczki |
Sam czterotysięcznik planujemy atakować w środę i czwartek, co dawało nam jeszcze jeden dzień na złapanie oddechu- we wtorek Piotrek z Arturem oddali się kontemplacji widoczków przy butelce lokalnego specjału chmielowego, natomiast Darek i ja wybraliśmy się na Mammut Ferratę rozpościerającą się nad Zermatt,
Ferrata jest zlokalizowana 20 min drogi od centrum Zermatt i posiada 3 drogi podzielone ze względu na trudność- A, B i C. Ze względu na nasze niewielkie dotychczasowe doświadczenie z tego typu aktywnością zdecydowaliśmy się na pośredni wariant- B. Dokładny opis drogi można znaleźć pod adresem:
http://www.zermatt.ch/en/climbing/Mammut-via-ferrata/Via-ferrata-Mammut-Route-B
Sama ferrata zrobiła na nas wrażenie- było dosyć mokro, co utrudniało chwyty. Dodatkowo budowa drogi nie pozwalała za bardzo na odpoczynek, wymuszając ciągłe posuwanie się do przodu. Za to widoczek na Zermatt był niczego sobie ;)
Mateo walczący z przeciwnościami losu |
Widoczek na nogę Darka i Zermatt ;) |
Już niedługo relacja z wejścia na Breithorn, tymczasem zapraszam do odwiedzin na flogu Darka ;)
https://eemuu.flog.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz